Czytaj również: Już jest! Sądecki zespół In The Middle z teledyskiem do utworu „Even if” [WIDEO]
Pani rodzinnym miastem jest Krynica-Zdrój. Czy to właśnie tu „narodziła” się miłość do muzyki i występów na scenie? A może nastąpiło to znacznie później?
W Krynicy weszłam w świat teatru, muzyki. To tu, zrobiłam pierwsze kroki przed publicznością już jako dziecko. Grałam w Krynickim Teatrze. W szkole prócz śpiewu w chórze byłam solistką na imprezach różnego rodzaju. Po maturze śpiewałam po raz pierwszy na deptaku w klubie z zespołem muzyków zawodowych, zarabiając po raz pierwszy własne grosze.
Opowie nam Pani o swojej znajomości z Nikiforem — malarzem krynickim? Czy właśnie tam, na krynickim deptaku rozpoczęła się „przygoda” z malarstwem?
Nikifora poznałam w miejscu, w którym malował, czyli na murku obok Nowych Łazienek i domu, w którym mieszkałam „Pod Koroną” Pułaskiego 1. Pamiętam go odkąd sięgam pamięcią. Zawsze „był” w moim życiu, dużo wcześniej niż Pan Włosiński, który później stał się jego opiekunem. W miejscu, gdzie tworzył przesiadywaliśmy godzinami. Czasami posyłał mnie po wodę do domu, mimo że tak naprawdę bardzo rzadko jej używał. Najczęściej malował mocząc pędzel śliną. Często pozwalał mi być „kasjerką”, co robiłam z wielką gorliwością. Przeliczałam, układałam w małe stosy jego groszówki, czując się bardzo potrzebna. Gdy za dużo wtrącałam się, przeganiał mnie do domu, co było według mnie niesprawiedliwe.
Wróćmy do muzyki... Jak rozpoczęła się Pani kariera?
Od wygrania konkursu „Szukamy Młodych Talentów” w Krakowie. To wpłynęło na moją późniejszą karierę i utorowało drogę do współpracy z zawodowymi muzykami. Po zdaniu egzaminu przed komisją weryfikującą artystów otrzymałam kartę profesjonalnej piosenkarki. W 1966 r. zostałam solistką zespołu Jazz Band Ball, z którym wystąpiłam na festiwalu Jazz nad Odrą i odbyłam pierwsze zagraniczne tournée po dawnym ZSRR i Francji.
Czemu akurat jazz zajął szczególne miejsce w Pani sercu?
Słysząc po raz pierwszy „Karawanę” Duka Ellingtona, a było to w pierwszej klasie liceum, czułam instynktownie niesamowitą radość, chęć śpiewania, improwizowania. Wiedziałam, że to jest to. Czułam ten rytm! Potem przyszły nagrania Elli Fitzgerald, którą kopiowałam, by nauczyć się frazowania i tak zaczęłam „tralllać”!
Koncertowała i nagrywała Pani ze znanymi muzykami polskiego jazzu…
Koncertowałam i nagrywałam z Jazz Band Ball oraz z najlepszymi muzykami jazzowymi owego czasu jak; J. Muniakiem, W. Nahornym, T. Ochalskim, M. Urbaniakiem. Prócz współpracy z jazzmanami występowałam obok, Skaldów, M. Koterbskiej, I. Santor, E. Demarczyk, M. Rodowicz, J. Połomskiego, Z. Wodeckiego, D. Rinn, I. Jarockiej, Cz. Niemena, jak również z gwiazdą francuskiej piosenki Jacques Brel i wielu, wielu innych. Wymieniłam osoby, które spotykałam, bo tak jak ja występowały na różnych koncertach, festiwalach.
Skąd pomysł o wyjeździe do Szwecji?
To była życiowa sytuacja. W 1977 r. we Francji poznałam Szweda, za którego w 1978 r. wyszłam za mąż i po ukończeniu Uniwersytetu Jagiellońskiego z dyplomem magistra, wyjechałam na stałe do Szwecji. W Sztokholmie nostryfikowałam mój dyplom, a po dodatkowych studiach we Włoszech z zakresu pedagogiki Reggio Emilia, podjęłam pracę pedagoga. Przez 25 lat prowadziłam wykłady na kursach dla dorosłych w Sztokholmie oraz pracowałam z dziećmi i młodzieżą m.in zakładając 100-osobowy chór.
Czym zajmuje się Pani obecnie?
Twórczością różnego rodzaju jak: komponowaniem piosenek, pisaniem tekstów i wierszy (wydałam tomik w Polsce przez ZLP w 2014 roku), nagrywaniem wideo do własnych utworów oraz fotografią, która stała się moją pasją. Jestem również na etapie pisania autobiografii, którą planuje wydać w ojczyźnie.
Czy myśli Pani o powrocie do kraju?
Moja ojczyzna to Polska, kraj zamieszkania Szwecja. Tu mam rodzinę, dom. O powrocie na stałe nie myślę.
Rozmawiała: Angelika Białoń
Fot, wideo. arch. prywatne Jolanty Borusiewicz, YouTube